Zmiana czasu – na co to komu jeszcze?

Ze świecą szukać tych, którzy chwalą sobie te dni, gdy następuje zmiana czasu. Społeczeństwo rzadko kiedy bywa tak zgodne, jak w tym przypadku. Gdyby ustanowiono referendum w sprawie likwidacji zmiany czasu, to byśmy się z nią wreszcie pożegnali. Mało tego! Od jakiegoś czasu i Unia Europejska i polski rząd stoją po stronie rezygnacji z dwukrotnego zmieniania czasu w roku. A jednak wciąż z nami ta zmiana jest, przynajmniej w momencie pisania tego materiału. I możliwe, że skoro zainteresował Cię ten temat, to szykujesz się do kolejnego przestawianie zegarków. Powiedzmy sobie więc, z jakich powodów ją w ogóle wprowadzono i jakie niesie za sobą korzyści. Bo przecież jakieś na pewno są, prawda? Muszą być! Inaczej by jej nie było. Czyżby…?

Jakie są korzyści zmiany czasu?

Na początku trzeba odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie – na co nam ta cała zmiana czasu? Na co cały ten ambaras? Głównym założeniem jest, to by maksymalnie wydłużyć czas naszego bytowania, gdy za oknami jest jasno. W końcu nie jesteśmy kretami i lepiej działamy, gdy wystawiamy się na działanie światła słonecznego. Ekspozycja na promienie słońca sprawia, że w naszych ciałach wytwarza się witamina D. A ta jest nam niezbędna do prawidłowego wchłaniania wapnia i fosforanów, a więc w szerszym rozrachunku korzystają na tym nasze kości. Nie musimy wtedy martwić się o suplementację tej witaminy czy uzupełniać ją naturalnie przez pochłanianie sporych ilości ryb jak orka. Dłuższy, w cudzysłowie, dzień to również mniej wypadków samochodowych, bo panuje lepsza widoczność. Jednocześnie za dnia dochodzi do mniejszej liczby przypadków wandalizmu oraz przestępstw. To wszak logiczne, że pod okrywą nocy rzezimieszkowie spod ciemnej gwiazdy zyskują dodatkowy kamuflaż ochronny.

zmiana czasu, a oszczędności energii

Innym argumentem dla którego wprowadzono przesunięcia czasu była oszczędność energii. W końcu gdy jest jasno, to w konsekwencji nie musimy zapalać światła. Różne szacunki podają oszczędności różnego rzędu, zazwyczaj wahające się od 1 do 4%. Proste prawda? Z tym, że każdy kij ma dwa końce. Od momentu wprowadzenia zmiany czasu świat trochę się zmienił, więc otaczamy się większą ilością urządzeń, które potrzebują prądu. Stąd niejako zamienił stryjek siekierkę na kijek. Ba! Dłuższy dzień to często większa potrzeba korzystania z klimatyzatorów, które energię pochłaniają jak labrador michę karmy. No to jak w końcu jest? Oszczędzamy energię czy nie? Na szczęście mamy XXI wieku, więc można wyjść ze sfery gdybania i sprawdzić dane. No to cyk.

W 2006 roku w amerykańskim stanie Indiana po raz pierwszy wprowadzono czas letni w całym stanie (bo wcześniej pokrętłami od zegarków kręcili tylko mieszkańcy niektórych hrabstw). Okazało się że ogólne zużycie energii elektrycznej w mieszkaniach nieoczekiwanie wzrosło o 1%. Niby to tylko 1%, ale wówczas wiązało się to z dodatkowymi wydatkami rzędu 9mln w twardej, amerykańskiej walucie.

Przykładów tego typu jest więcej. Notabene w swoich kieszeniach odczuli to Australijczycy, którzy po wprowadzeniu zmiany czasu na niektórych obszarach, zauważyli że podczas dnia zużycie energii jest podobne, ale wzrasta wieczorami. Nie wszystkie dane są jednak negatywne. Departament Energii Stanów Zjednoczonych (ang. United States Department of Energy, DOE) przyjrzał się sytuacji w 67 zakładach energetycznych w całym kraju i korki wystrzeliły, ale te od szampana, gdy okazało się, że dzienne zużycie jest niższe o 0,5%. Niby to tyle co nic, ale w skali całego kraju jest to ogromna oszczędność, która pozwoliłaby zasilać energią 100 000 gospodarstw domowych przez okrągły rok.

Kto korzysta na zmianie czasu?​

Czyli… zmiana czasu w obszarze oszczędności energii czasem jest korzystna, czasem nie, a czasem nie robi wielkiej różnicy. Jednakże znajdzie się chyba ktoś, kto na niej skorzysta, prawda? A i owszem, i są to chociażby sklepy, dla których, jak wynika z wyliczeń ekonomistów, im dłuższy jest dzień, tym więcej sprzedają. No dobra, a jak to się ma do naszego zdrowia? Jest korzyść? Też nie do końca. Beth Ann Malow – profesor neurobiologii na amerykańskim Uniwersytecie Vanderbilt zauważyła, że ekspozycja na światło późnym wieczorem opóźnia uwalnianie do mózgu melatoniny hormonu wywołującego senność. To oznacza zakłócenia snu i powoduje, że ogólnie rzecz biorąc krócej śpimy, a to nie pozostaje dla nas bez konsekwencji. W ten sposób rozregulowujemy swój poziom kortyzolu – hormonu, który odpowiada za radzenie sobie ze stresem. Czyli wychodzi na to, że generalnie w okresie zmiany czas musimy się liczyć z tym, że będziemy chodzić bardziej rozdrażnieni.

Na co komu zmiana czasu? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Fot: Zdjęcie Brett Sayles, Pexels
Na co komu zmiana czasu? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Fot: Zdjęcie Brett Sayles, Pexels

Zmiana czasu - kto ją wymyślił?

Gościem, który jak się czasem twierdzi, stoi za wymyśleniem koncepcji przesuwania czasu jest Benjamin Franklin – jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. Jest to jednak tylko półprawda, ponieważ w rzeczywistości jego rola ogranicza się do wydania satyrycznego eseju, w którym to zwrócił się do paryżan z sugestią, że mogą zaoszczędzić trochę świec, jeżeli przesuną sobie czas. Franklin zauważył, że Francuzi zwykli budzić się dosyć późno, kiedy na zewnątrz jest już całkiem jasno. Bliższe prawdy jest jednak raczej to, że ojcem tego pomysłu jest Nowozelandczyk George Vernon Hudson, który zasugerował żeby przez dwukrotne przestawianie zegarków dostosować ludzkie zegary biologiczne, do tego co dzieje się za oknem. Swoją drogą trzeba przyznać, że brzmi to całkiem osobliwie, bo zegar biologiczny ma to do siebie że odpowiada na rytm organizmu, a więc przesunięcia czasu nam ten zegar pomagają rozregulowywać.

zmiana czasu Benjamin Franklin jest uznawany za ojca tego pomysłu
Kto jest ojcem zmiany czasu? Benjamin Franklin, który dziarsko spoglądający z banknotu studolarowego. Fot: Ervins Strauhmanis, CC BY 2.0, Flickr

Rozregulowywana staje się jednakże także praca logistyków. Jednocześnie nie można zapominać o pracownikach kolei i podróżujących w trakcie zmiany czasu pociągami. Kto tego nie zaznał na własnej skórze, ten może nie uwierzyć, ale podczas jesiennej zmiany czasu, gdy jakoby zyskujemy dodatkową godzinę, pociągi przez tę godzinę stoją „w szczerym polu”. Ludzie siedzący w nich tak bez sensu muszą sami siebie przekonywać, że dzieje się to dla wyższych korzyści. Bądź że płyną z tego znaczące oszczędności. I to jest dla mnie szczególnie zabawne, że w XXI wieku stanie na stacji jest najlepszym rozwiązaniem, jakie wypracowała ludzkość na przejście na czas zimowy. Kłopotów nie ustrzegą się też pracodawcy, ponieważ zmiana godzin pracy powoduje utrudnienia w naliczaniu rzeczywistego czasu pracy tych pracowników, którzy wówczas muszą pracować.

Zmiana czasu - co o niej mówią sondaże?

Podsumowując te rozliczne argumenty wychodzi na to, że dalsze kontynuowanie dwukrotnego w skali rok przesunięcia czasu staje się coraz bardziej nieuzasadnione. Polacy też tych zmian nie lubią, sondaż przeprowadzony w 2022 roku przez IBRIS wykazał, że tylko 14% respondentów opowiada się za dalszym kręceniem pokrętłami od zegarków. Choć Unia Europejska podjęła nawet w 2019 roku decyzję, że wycofujemy się z tego pomysłu, to jednak pandemia spowodowała odłożenie tego planu na święte nigdy. No i zostaliśmy z tą zmianą tak jak Maklakiewicz z angielskim. Czyli – Polacy chcą likwidacji zmiany czasu. Unia Europejska też jest za. Ekonomiści również. Dane potwierdzają bezsens. A tymczasem zmiana tej zmiany nie jest planowana. Dlaczego? Kto chce jej utrzymania? Nie wiadomo, może… Iluminaci? Żartuję… Powinienem skończyć ten artykuł bez poprzedniego zdania, ale nie wiem, jak się kasuje.

Dotarcie przez Ciebie na sam spód tekstu, to dobry znak dla mnie, że udało mi się zaciekawić Twoją uwagę. Jeśli masz chęć, to będzie dla mnie niezwykłą przyjemnością, jeśli zaserwujesz mi wirtualną kawę. Z góry dzięki!

Postaw mi kawę na buycoffee.to