Jakie będzie jedzenie przyszłości? Algi, owady, grzyby

Problem głodu na świecie nie jest problemem przyszłości, to jest temat na teraz. W 2020 roku ONZ ogłosiło raport, z którego wynikało, że aż 10% ludzkości jest niedożywione, głównie w Azji i Afryce. To stanowiło wartość rzędu około 800 mln mieszkańców, czyli tylu ile mieszka razem w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. W 12 Polskach. Skoro już mowa o Polsce, to tutaj sprawa jest powiedzmy sobie opanowana. Szacuje się, że problem niedożywienia dotyczy 0,5% ludności. Tak czy owak ludzi na świecie będzie przybywać i eksperci są zgodni, że już dziś trzeba planować nowe rozwiązania. Jakie dokładnie? Co wkrótce będziemy kłaść na talerze? Warto wiedzieć, bo przecież, nie oszukujmy się, każdy lubi dobrze zjeść.

Jedzenie przyszłości - jadalne owady

Jak mawiają Anglicy, first things first, czyli bierzemy na ruszt tę opcję pokarmową, która ma przed sobą największy potencjał w walce z głodem w przyszłości – czyli owady. Zgadza się – owady to potencjalne jedzenie przyszłości. Kto nie miał okazji skosztować świerszcza maczanego w musztardzie i miodzie, ten pewnie wprawia się teraz w zdumienie, że można raczyć się owadami. Tymczasem szacuje się, że te są spożywane nawet w 80% krajów świata, głównie tych leżących w pasie równikowym. W Azji Południowo-Wschodniej spożywane są niemal wszystkie owady. Na targach można tam spotkać np. szaszłyki robione z larw różnych motyli oraz ich poczwarek, ale też skorpiony. Jeśli ktoś gustuje w zupach, to w Azji ma okazję wyłowić łyżką smakowitego pluskwiaka. Mmmm, ślinianki zaczynają pracować, prawda?

Przykładów takich kulinarnych wybiegów znajdziemy na pęczki – Aborygeni, czyli rdzenni mieszkańcy Australii zajadają się mrówkami cukrowymi. Nazwa podpowiada zresztą, że są one bardzo bogate w cukry. Ale nie brakuje w nich również tłuszczów i białek. Na nic nie zda się ucieczka przed konsumpcją owadów na półkulę zachodnią. W Meksyku musimy być czujni zamawiając popcorn, bo w ten sam sposób przyrządza się tam pluskwiaki z rodziny tarczówkowatych, tych samych które w Polsce występują często na malinach. Ot, wystarczy przyprawić je sproszkowaną papryką oraz odrobiną soli i przysmak do meczu pasuje jak ulał.

Chapulines, takie może być jedzenie przyszłości
Chapulines, to meksykańska szarańcza. Kto nie spróbował, ten nie zna życia. Fot: Jan Harenburg, CC BY 4.0, Wikimedia Commons

Wartości odżywcze owadów

Odstawiając na moment kulinarne receptury, zastanówmy się, dlaczego tak w ogóle traktujemy owady jako pokarm o największym potencjale w walce z głodem na świecie? Przyjrzyjmy się zaletom, czyli choćby wartościom odżywczym w składzie. Już sama zawartość białka obrazuje ich znaczny potencjał, bo waha się zazwyczaj od 13 do 77%. Cenne jest jednak to, że jego przyswajalność sięga często około 75%. Poza tym owady są bogate w tłuszcze, bo zawierają go od 10 do 60%. Szczególnie zasobne w niego są larwy, gdyż same potrzebują tłuszczu jako źródła energii do metamorfozy. A co z mikroelementami? No ich również w owadzie nie brakuje. W świerszczach, termitach czy gąsienicach znajdziemy spore ilości żelaza i cynku. Z kolei w równie pięknie brzmiącym, co zapewne smacznym mączniku młynarku znajdziemy więcej żelaza, niż w kurczaku i wieprzowinie.

Okej, to wiemy już, że owady są pożywne, ale czy znajdziemy jeszcze inne zalety działające na ich korzyść? Ba! Bez liku. Chociażby patrząc z perspektywy ekologicznej, bo ich hodowla wymaga znacznie mniejszego zużycia wody oraz generuje mniejszą emisję gazów cieplarnianych niż podczas zwierząt hodowlanych. Ponadto owady rozmnażają się jak… króliki, a wręcz rozmnażają się dużo szybciej. Dodatkowym języczkiem u wagi jest to, że znacznie szybciej osiągają postać, która umożliwia hodowcom ich sprzedaż. Szybciej nawet niż gdyby to miało miejsce np. w przypadku wieprzowiny. Hodowla owadów zajmuje również dużo mniej miejsca. Temat domknijmy wymiarem ekonomicznym – i tu również szala przechyla się na korzyść owadów. Do uzyskania 1kg tych stworzeń potrzebujemy 2kg paszy, podczas gdy w przypadku wołowiny relacja wynosi 20 do 1.

Grzyby jako jedzenie przyszłości

Jeśli jednak perspektywa spożywania owadów w jakimś stopniu Cię przeraża, to uspokajam – masz alternatywę i to taką, którą znasz, bo są nią grzyby. Co takiego? Przecież już jemy grzyby prawda? Owszem, ale ich potencjał cały czas nie jest w pełni wykorzystywany. Zwłaszcza że wbrew obiegowej opinii wcale nie jest tak, że nie są pożywne. A przynajmniej nie wszystkie.

Grzyby okazują się świetną opcją dla wegetarian i wegan, którzy częstokroć mają problem umieszczenia w diecie pełnej gamy aminokwasów, a tych w grzybach nie brakuje. W porównaniu do owadów – grzyby zawierają mniej białka, bo np. król polskich lasów – borowik w 100g zawiera ledwie 12g. Ale mamy też grzyby, które mają aż 48 gramów białka. Co więc stanowi resztę grzyba? Mowa tu o chitynie, która jest całkowicie niestrawna przez człowieka, co może być orężem w walce z otyłością. Wszak jeżeli możemy zjeść coś, co ma dużą masę, ale nie zawiera cholesterolu, nie ma dużo tłuszczu, a przy tym nie jest szkodliwe, to w generalnym rozrachunku, czy nie wychodzi na to, że mamy do dyspozycji znakomitą opcją do rozważenia?

Żółciak siatkowy, takie może być jedzenie przyszłości
Żółciak Siarkowy (łac. Laetiporus sulphureus) jest jadalny. Niektórzy twierdzą, że smakuje jak kurczak, inni że jak tektura. Fot: Pixabay.

Jaki potencjał żywieniowy mają algi morskie?

No dobra, a jak ktoś nie będzie w stanie przełknąć owada, a jednocześnie średnio smakują mu grzyby, to co? No to może algi morskie, czyli wodorosty? Podobnie jak rośliny, przeprowadzają proces fotosyntezy i odpowiadają za produkcję tlenu, mamy więc dodatkową zaletę. Największe z nich, nazywane makroalgami tworzą ogromne podwodne lasy i to one mają największy potencjał na znalezienie się na naszych talerzach.

Pieniądz w potencjale wodorostów wyniuchał już rząd Indii i w 2020 roku postanowił kwotą 87mln $ wesprzeć inicjatywy związane z uprawą alg, a mowa tu o kwocie przeznaczonej na ledwie 5 lat od 2020 roku. Przerzucenie się na algi już dziś, może przynieść korzyści zdrowotne, bo zawierają wielonienasycone kwasy omega-3, a także taurynę, witaminę B12, magnez, cynk, selen, żelazo, miedź, jod oraz niektóre antyoksydanty, które chronią komórki nerwowe przed uszkodzeniami. Trzeba jednak wiedzieć, że porównując je do owadów czy grzybów tutaj mikroelementów już tak wiele nie znajdziemy – choćby takie wodorosty wakame zawierają w 100g tylko 3g białka, 9g węglowodanów i niecały gram tłuszczów.

Wakame, takie może być jedzenie przyszłości
Sałatka z wodorostów wakame, już wkrótce stały bywalec polskich stołów? Fot: Pixabay

No okej, ale ile można jeść wodorosty, czy nie znudzą się nam zbyt szybko? Na to nie ma szans, w samych tylko indyjskich stanach Gujarat i Tamil Nadu znajdziemy około 280 gatunków na obszarze 1000 km linii brzegowej. W sumie wzdłuż wybrzeża Indii rośnie aż 841 gatunków wodorostów, choć na razie uprawianych jest tylko kilka z nich. A wiadomo, że nikt nie przyrządzi dania tak, jak Hindus.

Inne alternatywy na rozwiązanie problemów głodu na świecie

Ludzie to kreatywne bestie, na tym nie kończą się więc pomysły na walkę z potencjalnym problemem głodu na świecie. Stąd dynamicznie rozwijają się takie koncepcje, jak rozwój produkcji białek z bakterii, czy mięsa z probówki tzw. mięsa in vitro. Taka laboratoryjna produkcja choć dziś jest trudna do ogarnięcia umysłem rodzi też takie nadzieje, jak to, że będzie można zaprojektować kotlety wolne od chorób odzwierzęcych czy pasożytów. Dziś jeszcze nie można stworzyć mięsa, które wyglądałoby jak chociażby stek wołowy, ale… potrzymajmy naukowcom piwo. Czas pokaże, czy nauka ponownie nie wyjdzie z tego problemu z tarczą…

Skoro jesteś na samym spodzie tekstu, to dla mnie jest to wspaniały znak, że zdołałem pobudzić Twoją ciekawość. Będzie dla mnie niezwykłą przyjemnością, jeśli zaserwujesz mi w ramach docenienia wirtualną kawę. Z góry dzięki!

Postaw mi kawę na buycoffee.to